Dwór górny w Drozdowie zdjęcie archiwalne

Polski dwór w XIX wieku i pierwszej połowie wieku XX żył wedle staropolskiej obyczajowości i tradycji, w rytmie pór roku i świąt katolickich. Jako że zbliżają się Święta Wielkanocne, spróbujmy ze wspomnień które posiadamy, odwzorować atmosferę Wielkiej Nocy w ziemiańskiej rodzinie Lutosławskich z Drozdowa. Czas, jaki nas interesuje, to przełom wieków XIX i XX. Wówczas w Drozdowie istniały dwa dwory: górny (nie przetrwał do naszych czasów), który prowadziła nestorka rodu Paulina Lutosławska, żona zmarłego w 1891 roku budowniczego gospodarczej świetności majątku – Franciszka Dionizego Lutosławskiego, a także dwór dolny będący w posiadaniu Stanisława Lutosławskiego i jego żony Marii (obecna siedziba muzeum).

Przygotowania do świąt trwały cały tydzień, a do Drozdowa miała zwyczaj zjeżdżać cała rodzina. Bywało, że na święta lub latem kuchnia przyrządzała posiłki nawet dla 40 osób na tak zwany stół państwa (był jeszcze stół oficjalistów i służby). Pokazuje to nam jakim „gospodarstwem domowym” był dwór polski i jak piękna była jego gościnność. Oczywiście dwór Lutosławskich miał swoją kuchnię, kucharza, kucharkę oraz dwie pomocniczki, którzy zajmowali się przyrządzaniem potraw i pieczeniem chleba. Zapleczem kuchni dworu górnego były spiżarnia, dwie tak zwane „zachowanki”, oddzielny skład na mąkę i kasze na poddaszu, olbrzymia szafa na konfitury, lodownia i aż pięć piwnic (do ziemniaków, do włoszczyzny, dwie do owoców i podręczna kucharza).

Przyrządzano na Wielkanoc między innymi kiełbasy, schaby, szynki, pieczenie, sery, kaszanki, galarety, ryby; wypiekano sękacz, babki wielkanocne oraz kilka rodzajów mazurków lukrowanych i rozmaicie przyozdabianych.

Święconkę miejscowy proboszcz miał zwyczaj święcić osobiście, na ostatku, po zakończeniu święcenia we wszystkim miejscowościach drozdowskiej parafii.

Rodzina udawała się w Niedzielę Wielkanocną na rezurekcję o 6:00 rano. Później był czas na pomoc ubogim. Paulina Lutosławska zawsze na Wielkanoc przygotowywała „święcone” dla osób potrzebujących i emerytów ze służby. Każdy otrzymywał kilka rodzajów wędlin, dania mięsne, jajka, chleb i duży kawałek babki wielkanocnej. Przychodzili wtedy do Drozdowa biedni z różnych miejscowości Ziemi Łomżyńskiej. Paulina Lutosławska często widząc ich ubogie odzienie, rozdawała nowe ubrania – spódnice, koszule i kaftany ze „skrzyni ubogich”, bo taka właśnie znajdowała się w drozdowskim dworze, specjalnie dla nich.

Przy stole wielkanocnym gromadzono się w dworze górnym, w obszernym pokoju zwanym stołowym. Przyozdabiano go gałązkami borowiny oraz roślinami pochodzącymi z oranżerii. Gdy święta wypadały później, w cieplejszym czasie, ozdabiano stół kwiatami takimi jak hiacynty i przylaszczki. Oprócz członków rodziny Lutosławskich zasiadali przy nim inni goście. Tak opisuje stół wielkanocny w roku 1897 Wacława Lignowska – nauczycielka, pomocniczka Pauliny Lutosławskiej i autorka bardzo ciekawych pamiętników: „Z dolnego dworu przyjdzie co najmniej 10 osób, państwa z księdzem proboszczem także 10, kasjer, rządca, piwowar, nadleśny jeden i drugi, rządca z Piątnicy, z Elżbiecina, z Wiktorzyna, nauczycielka z córką, buchalter z synem i mechanik Lewiński, taki jeszcze pana dziedzica wychowanek, to czternaście, a kto wie, czy jeszcze się kto nie zjawi niespodziewanie”.

W Poniedziałek Wielkanocny spotykano się przy śniadaniu. Atmosfera poranków w dworze pełnym gości była urzekająca. Tak opisywała go Izabella z Lutosławskich Wolikowska: „Wielki spokój, dom pachnący owocem i kwiatami, kawa uroczyście zaparzana, o woni rozchodzącej się po pokojach, jak najlepsze perfumy...”. Możemy śmiało wnioskować, że kawa musiała być w Drozdowie najlepszej jakości, podobnie zresztą jak u innych zacnych rodzin herbowych. Nic dziwnego, że Adam Mickiewicz pisał w „Panu Tadeuszu” (księdze II) „Takiej kawy jak w Polszcze nie ma w żadnym kraju”.

Oczywiście w Poniedziałek Wielkanocny młodzi Lutosławscy praktykowali obyczaj śmigusa-dyngusa. Bywało, że „cały stołowy był zalany wodą w drugie święto”.

W tamtych czasach, był jeszcze uroczyście obchodzony trzeci dzień świąt, zwany niekiedy Wtorkiem Wielkanocnym. Miał taki sam świąteczny charakter jak Poniedziałek Wielkanocny. W ten dzień również oblewano się wodą, z tym że rodzimą, polską tradycją było to, że inicjatywa przechodziła na dziewczęta – w poniedziałek jako pierwsi oblewali chłopcy, we wtorek one. Niewykluczone, że tak też było u Lutosławskich. Dlatego „w trzecie święto”, po obiedzie, gdy starsi spotykali się w salonie przy czarnej kawie, w tym samym czasie – jak wspominała Wacława Lignowska – „młodsi w stołowym trochę się oblewali ku rozpaczy lokaja i pokojówki”.

Po Mszach spędzano czas rodzinnie. Nie brakowało żartów, rozmów, spacerów i odwiedzin innych ziemian (przeczytać możemy o mieszkających na Ziemi Łomżyńskiej Jabłońskich oraz Woyczyńskich). Jak było ciepło wybierano się wspólnie do przydworskiego ogrodu na zbieranie pierwszych fiołków.

 

Na podstawie:

Wacława Lignowska „Pamiętniki 1897-1918”, Drozdowo 2007.

Hanna z Lutosławskich Zalewska „Wspomnienia”, wydanie własne potomków rodziny, brak daty wydania.

Izabella z Lutosławskich Wolikowska, „Roman Dmowski. Człowiek, Polak, Przyjaciel”, Wrocław-Drozdowo, 2007.

 

Tomasz Szymański (kustosz)